(tym razem objawy somatyczne okazały się ściśle związane z duszą klientki, zabieg niezwykle rzadki, jednak przynoszący wyzdrowienie)
Spośród wszystkich chorób świata, dla mnie tą najgorszą jest choroba duszy, ponieważ niezwykle długo trwa zanim się ją zdiagnozuje. Może stać się i tak , że nie zostanie ona zdiagnozowana nigdy, ponieważ to jest ostatnia rzecz dla większości, którą ma się odwagę sprawdzić….W moim przypadku tak właśnie się stało. Poświęćcie odrobinę czasu i uwagi by przeczytać to czym mam zamiar się z Wami podzielić. Być może przyczyni się to do tego, że wielu z Was zrozumie iż człowiek nie składa się wyłącznie z ciała, ale również z duszy o którą dbać powinien szczególnie starannie.
Moje życie było przepełnione cierpieniem i ponoszeniem konsekwencji za winę innych, za winę tych, którzy mieli obowiązek się o to życie troszczyć, przynajmniej na jego bezbronnym początku. Brak odpowiednich wzorców, brak zainteresowania i przede wszystkim brak prawdziwej miłości miał duży wpływ na życie dorosłe, w którym dokonywałam niewłaściwych wyborów, brzemiennych w skutkach zachowując nadal postawę osoby, której nie wolno mówić „nie”. Jeśli potraficie wyobrazić sobie najbardziej służalczą postawę bez wiary w siebie i własne wartości za to z całym ogromem wrażliwości, to właśnie mój obraz, to właśnie ja.
Życie takich osób jak ja wymaga bycia w nieustannym biegu i walce o wszystko, często samotnie mimo otaczających osób. Musiałam stawić temu czoła dla siebie i moich trzech synów. Sama. Czasem żartuję, że mój spokój kosztuje 1500 zł miesięcznie, bo tyle muszę przeznaczyć na wynajem mieszkania w którym nie ma przemocy, alkoholu, strachu. Nie żałuję tego ośmioletniego czynszu dla losu. Osiem lat determinacji spowodowało również zaprzestania myślenia o sobie i własnych potrzebach, planach, marzeniach. Zgubiłam się w tym wyścigu po być a nie być.
Rok temu poczułam się słaba jak nigdy w życiu. Zbiegło się to z leczeniem styranego kręgosłupa, zmianą miejsca zamieszkania i innym „nowym” które do mojego życia weszło. Padłam na pysk, dosłownie padłam. Oczywiście zaczęłam pielgrzymki w miejsca pielgrzymowania wielu, czyli poradnie, przychodnie lekarskie, specjaliści od wszystkiego i do niczego, jednym słowem DRAMAT. Zrobiłam wszystkie podstawowe i ponadpodstawowe badania, często na własny rachunek, by nie czekać miesiącami w kolejce na NFZ. Męczyły mnie ciągłe bóle w brzuchu, zawroty głowy, zimno w ciele i inne” cudowne” rzeczy. Wiecie co się robi w takich przypadkach najgorszego? Pyta się o diagnozę dr. Google. Tak tak, jakiś niezmaterializowany twór diagnozował mój organizm mówiąc:” rak jelita grubego, rak wątroby, rak trzustki, rak wszystkiego. Proponuję droga babo kupić ziemię ogrodową , wsypać do doniczki, włożyć tam nogi i powoli przyzwyczajać się do piachu. Potem będzie mniejszy szok”. Dalej- kolonoskopia, gastroskopia, przeciwne bieguny prawda? Jakże ekscytujące doznania!!! I nic. Totalnie nic. Zdaniem lekarzy zdrowa jak ryba, wedle wyników oczywiście. Być może przegrzanie obwodów w mózgu czyli nierówno pod sufitem, lub najdelikatniej użalanie się nad sobą bom biedna….Z mojej strony strata czasu, mnóstwa nerwów i pieniędzy. Serio. Dodajmy do tego pogarszające się samopoczucie psychiczne, lęki, bezsenność, płaczliwość, zmęczenie, niemoc…..cudowności same.
Całkiem przypadkiem trafiłam na post Marka Aleszko. To był jeden z tych dni kiedy wyłam już do ściany bo nie miałam odwagi wyć do bliskich. Pomyślałam że to zbyt piękne żeby było prawdziwe czytając kierowane do Marka podziękowania ludzi którym pomógł, ale postanowiłam do Niego napisać. Znacie to prawda? To takie „co mi zależy, już gorzej być nie może”. Podświadomie jednak oczekiwałam cudu , cudownego cudu. Kierując się tak gorąco doświadczeniem tej ekspresowej ulgi odbyłam pierwszą sesję. Ulga nie przyszła. Ustało jedynie wycie do ścian. Kolejna sesja nieco poprawiła mój stan ale bez rewelacji natomiast to co stało się po niej totalnie mnie zaskoczyło, powiedziałabym nawet że zszokowało. W panice pisałam do Marka, prosząc by kolejną sesję przyspieszyć. Myślałam że zwariuję o ile to już się nie stało. Marek doskonale mnie rozumiał, nie oceniał tego o czym mówiłam, pocieszał i tłumaczył że damy sobie z tym radę. Ostatnia sesja zaskoczyła mnie najbardziej w całym moim życiu. Nie wiem czy dalibyście wiarę temu co się stało. Być może część z Was przyjęła by to natychmiast, inni szukali by wyjaśnienia , nie wiem. Jedno wiem na pewno, poczułam się cudownie i tak bardzo radośnie. Od tamtego dnia co rano budzi mnie ten sam obraz, widzę to czego doświadczyłam i czego się dowiedziałam a co z kolei sprawiło, że wiem że od teraz będzie tylko lepiej.
Moi drodzy, od nas samych zależy wszystko i nic. Jeżeli natomiast ma zależeć wszystko to cieszę się że na mojej drodze staną Marek, bo nie wiem czy zdołałabym sama się z tym uporać. Raczej w to wątpię, bo nie wiedziałam z czym walczę. Jeśli jesteś osobą, która podobnie jak ja nie wie już jak sobie pomóc to powiem -Marek wie! Nie jest cudotwórcą ani szamanem, ale jest osobą która pomoże Ci podnieść siebie samego. Oczywiście każdy z nas jest inny, każdy inaczej doświadcza i każdy inaczej to będzie przechodził, ale……No właśnie. Zadaj sobie pytanie i działaj. Wiem, że wpisy na stronie nie są wyssane z palca. Przekonałam się o tym ja, największa pesymistka w postrzeganiu własnego ja. Wiecie o co w tym chodzi? Chodzi o to byście sami potrafili być dla siebie wsparciem, a żeby nim być, musicie siebie usłyszeć, a żeby usłyszeć?…No właśnie Powodzenia i już się cieszę na samą myśl o tym co się u Was wydarzy
Dziękuję Ci Marku że mnie otworzyłeś tak, bym zechciała siebie posłuchać i że wybrałeś się ze mną na spacer po mojej duszy, na który sama nie wiedziałabym jak się wybrać. Gości we mnie radość, tak za nią tęskniłam. Będę teraz czujniejsza i w razie smutku wiem dokąd się udam. Udam się tam gdzie dzieją się cuda! Dziękuję